Czym jest biohacking?

Biohacking to technika polegająca na poddawaniu organizmu działaniu konkretnego bodźca (bądź kilku) i badania sprzężenia zwrotnego, czyli wpływu w ten sposób osiągniętego w określonym czasie.

Bodźce mogą zaliczać się do wielu kategorii. Najważniejsze z nich to: odżywianie, oddychanie, zmienne środowiskowe, ruch, zachowania.

Przykład najprostszego biohackingu, który występuje powszechnie to poranna kawa. Innym może być nastawianie sobie muzyki odpowiedniej do nastroju, albo takiej, która ma nam ten nastrój pomóc osiągnąć.

Przyczyną stosowania bodźców (a biohackingu w ogóle) jest terapia. Biohacking ma nam pozwolić osiągnąć poprawę zdrowia, powrót do homeostazy. Poprzez zastosowanie albo wyeliminowanie wybiórczego i konkretnego działania, oczekujemy poprawy. Aby się upewnić, że występują spodziewane rezultaty badamy wyselekcjonowane dane w organizmie w określonych odstępach czasu, próbując odnaleźć efekt sprzężenia zwrotnego i potwierdzić skuteczność działań. Przykładem klasycznego biohackingu może być dieta – badana jest waga ciała.

Ewa Woydyłło: Jesteśmy narodem ćpunów. Koncerny wmawiają nam choroby i faszerują chemią.

Przemysł farmaceutyczny bardzo chętnie usidla ludzi, wciskając im tabletki na depresję. Faszerują nas chemią, wmawiają, że jesteśmy chorzy – mówi doktor Ewa Woydyłło, psycholog.
Jesień w pełni, zima za pasem, a nam coraz trudniej opuścić ciepłe łóżko i ruszyć w drogę do pracy czy do szkoły. Czy to rzeczywiście kwestia pogody, czy raczej naszego lenistwa?
Na pewno nie jest to kwestia lenistwa. Ludzie bardzo reagują na kolory, na światło, pogodę i ciśnienie. Jest wiele osób, które silnie odczuwają działanie tych zewnętrznych bodźców. Wiedząc o tym, że w naszym klimacie mamy co najmniej cztery miesiące krótkiego dnia, długich wieczorów, późnego ranka, niskiego ciśnienia i wysokich opadów, powinniśmy być na to przygotowani. Przecież wiemy, że w naszej sferze klimatycznej pogoda od tysięcy lat wyglądała w taki sposób. Że październik, listopad, grudzień, styczeń i luty to są miesiące zimne, mroczne, kiedy niebo jest zachmurzone. W tym okresie osoby, które reagują na zmiany pogody obniżonym nastrojem, powinny zwiększyć ilość przebywania na świeżym powietrzu oraz ilość ruchu fizycznego. Niekoniecznie gdzieś w Alpach czy nad ciepłymi wodami, tylko zamiast podróży do pracy autobusem powinny wybrać rower. Należy jak najwięcej przebywać na zewnątrz w czasie, kiedy słońce znajduje się najwyżej na niebie, czyli mniej więcej między 10.00 a 14.00. Mając taką świadomość, można doskonale zapobiegać zapaściom nastroju. Jeśli ktoś o tym wie, a tego nie robi, to mamy do czynienia ze zwykłym lenistwem. Poza tym uważam, że bardzo wiele zmienia autosugestia. Jeśli ludzie sobie wmówią, że jesienne miesiące powodują depresję, to już samo mówienie bardzo często sprawia, że zupełnie podświadomie pracujemy na obniżony nastrój. Nie spotykamy się ze znajomymi, nie wychodzimy potańczyć, nie wychodzimy pobiegać. Po prostu zasiadamy na kanapie, faszerujemy się tłustą baraniną czy kotletami schabowymi. To wszystko jest tak ciężkie, że człowiek się robi ociężały, więc nic dziwnego, że suma takiego trybu życia często przekłada się na pogorszony nastrój.
Czyli wiele zależy od naszego nastawienia do rzeczywistości i od charakteru?
Nie od charakteru, ale od wiedzy. Oczywiście są pewne nawyki, ale mając świadomość, jak wiele możemy zdziałać sami, zamiast jechać windą, powinniśmy wchodzić po schodach. Czy to tak wielki wysiłek? Czy potrzeba do tego jakiegoś szczególnego charakteru? Po prostu wiem, że muszę się ruszać i że im więcej się poruszam, tym bardziej pobudzam się energetycznie, tym jest mi cieplej, czuję się bardziej dotleniona, więc wystarczy jedynie troszkę wprawy. Nie potrzeba do tego pieniędzy, żadnego spa ani wyjazdów do ciepłych krajów. W Polsce taki klimat był przecież od zawsze. Znajdujemy się na tej samej kuli ziemskiej, na której mieszkali nasi prapradziadowie. I oni na żadne depresje nie cierpieli. Mieli różne prace do wykonania, a jak było troszkę mniej roboty, to siadali, śpiewali, bawili się z dziećmi, wychodzili na pole i patrzyli na wschody słońca. Tutaj nie ma żadnych tajemnic.
Na rynku pojawia się coraz szersza oferta leków antydepresyjnych…
Przemysł farmaceutyczny bardzo chętnie usidla ludzi, wciskając im jakieś tabletki na depresję. Faszerują nas chemią, wmawiają nam, że jesteśmy chorzy albo że cierpimy bez powodu. I to niestety jest groźne. Jeśli ktoś dał się tym omamić, to niestety przegrał życie.
Czyli ten wysoki odsetek chorych na depresję to sprawka mediów i reklam?
To bujda na resorach. Na depresję zawsze chorowało i choruje 3, maksymalnie 5 proc. społeczeństwa. Depresja to choroba mózgu. Mózg chorych na depresję osób nie produkuje endorfin. Kropka. To trochę tak, jak z autyzmem. Czy co drugie dziecko jest autystyczne? Nie! Podobnie co drugi człowiek nie jest chory na depresję. Ale teraz lekarze, głównie psychiatrzy, napędzają przemysł farmaceutyczny. Na przykład jeśli w rodzinie ktoś umrze, mówi się bliskim zmarłego, żeby poszli do psychiatry po tabletkę. Jeśli dziecko się słabo uczy i rodzice się martwią, zaleca się im wizytę u psychiatry i wykupienie recepty na leki. Słowem “depresja” współcześnie nazywa się to, co człowiek przeżywa. Żałoba w naszym języku zaczyna być tożsama z depresją. Podobnie jest z bezrobociem. A ludzie na to pozwalają. Zwłaszcza Polacy. Przecież jesteśmy jedynym krajem w Europie, który ma reklamy leków. Czy pani o tym wie? Jesteśmy narodem ćpunów.
Naprawdę?
Tak. To, co dzieje się u nas, to po prostu plaga. To nie wynika z tego, że ludzie są słabi albo chorzy, a ze straszliwej bezmyślności naszych ustawodawców. Pozwolenie na wyświetlanie reklam leków było zbrodnią!
Już ustaliłyśmy, że zbyt często zaleca się nam wizytę u psychologa lub u psychiatry. A kiedy tak naprawdę powinniśmy zasięgnąć porady specjalisty?
Najwyższy czas na wizytę u psychiatry jest wtedy, gdy człowiek nie może już normalnie funkcjonować. Jeżeli przez dwa tygodnie cierpi na anhedonię, czyli nic go nie cieszy, nie czuje smaku, nie odczuwa przyjemności, jest przygnębiony, to wtedy trzeba pójść do lekarza pierwszego kontaktu lub do psychiatry. Nie miejmy jednak wielkich nadziei, że trafimy do kompetentnego lekarza, który zapyta, co się dzieje w naszym życiu. Bo jeśli nie zapyta, tylko od razu zapisze środki przeciwdepresyjne, to produktem tej wizyty będzie kolejny uzależniony. W dzisiejszych czasach psychiatrzy prawie w ogóle nie zajmują się rozmową czy psychoterapią. Oczywiście trzeba prosić o pomoc, niestety nie mam wielkiego zaufania do tej pomocy, ponieważ lekarze mają pięć minut na każdego pacjenta. Więc wypisują cokolwiek i mówią: “Do widzenia, następny!”. To jest zamknięte koło.
Jak odróżnić zwykłe przygnębienie od depresji?
Przede wszystkim powinniśmy zastanowić się, co może być przyczyną obniżenia nastroju. Czy mamy jakieś zmartwienia i smutki i spróbować z kimś o tym porozmawiać. Zazwyczaj mamy w swoim otoczeniu kogoś bliskiego – przyjaciółkę, mamę czy sąsiadkę. Niektórzy ludzie myślą, że to trzeba od razu do samego Zygmunta Freuda. Wystarczy po prostu drugi człowiek. Kiedy powiem komuś, że od kilku tygodni chodzę przygnębiona, i ktoś zapyta mnie, co się stało, mogę mu na przykład opowiedzieć o tym, że mój mąż się do mnie nie odzywa. Najpierw należy sprawdzić, czy tego problemu nie da się samemu rozwiązać. Bo jeżeli on nie ma żadnej przyczyny – na przykład wygrała pani milion w totolotka, ma pani cudowne dzieci i wspaniałego męża, a mimo to przez dwa tygodnie nie może pani wstać z łóżka, to wtedy to będzie depresja. Ale jeśli jest jakiś powód, to najlepiej go natychmiast rozszyfrować i rozwiązać. Na przykład żałoba. Żałoba trwa rok! Trzeba sobie uczciwie powiedzieć: “Przez rok będę płakać, bo umarła moja mama”. Każda religia daje nam rok na pogodzenie się z utratą bliskiej osoby. Tak było zawsze, to nie zostało wymyślone pół roku temu. Ale ludzie nie chcą odczuwać smutku, nie godzą się na to. Trzeba żyć z depresją, ale nie w depresji. W ciągu całego życia człowiek setki razy ma gorsze dni, ale to nie znaczy, że wszyscy jesteśmy chorzy na depresję, ludzie! Jeśli ktoś chce, ze wszystkiego można zrobić sobie biznes – producenci leków zarabiają właśnie na urojonej depresji.
A my dajemy się na to nabrać…
5/6 tych tabletek to kostka fiksata. Wcale nie działają. To zawracanie głowy! Niedawno miałam nieżyt gardła i poszłam do laryngologa. Pani doktor wypisała mi 7 czy 8 środków. Stoję w aptece przy ladzie i proszę o jeden lek, inny i jeszcze następny. Pytam farmaceutkę, czy może mi powiedzieć, czy te wszystkie specyfiki pomogą mi na gardło. “Wie pani, nie zaszkodzi”. Nawet sami farmaceuci pytają, po co aż osiem, przecież wystarczy jedna tabletka czy spray do gardła. Ale lekarz wypisuje, bo on z tego coś ma. Miałyśmy rozmawiać o depresji, a ja tu robię propagandę antyfarmaceutyczną. Ale to wszystko się łączy.
Czyli nie powinniśmy obarczać jesieni winą za depresję?
Zła pogoda powoduje przygnębienie, ale łatwo można sobie z nim poradzić. Zresztą nie każdy je odczuwa. Na przykład małe dzieci w ogóle nie odczuwają zmian pogody. Wystarczy popatrzeć na malutkie dzieci. Ja mam w rodzinie czterolatka – budzi się rano i jest wesolutki bez względu na to, czy mamy lipiec, czy listopad. Ale jeśli jego mama zacznie wzdychać i stękać, a babcia będzie jęczeć: “O Boże, nie mogę, znowu ciemno”, to dziecko też się tego nauczy. Niech pani kiedyś pójdzie do przedszkola na dwie godziny i popatrzy, z jaką radością bawią się dzieci. To nie jest tak, że klimat wpływa na złe funkcjonowanie organizmu. To, co ludzie zaczynają wymyślać, może wpłynąć na zdrowie zdecydowanie bardziej, bo potrafimy sobie wmówić dosłownie wszystko. Być może niektórzy są takimi meteopatami, ale to nieliczne wyjątki. Jak jest ponuro, to trzeba mieć fajne towarzystwo. Trzeba częściej spotykać się ze znajomymi, wychodzić, iść potańczyć, pobawić się, pograć w piłkę czy w tenisa. Właśnie dlatego, że mamy predyspozycje do lenistwa. A na swoje lenistwo sami musimy opracować remedium.

DEPRESJA WIEDŹMINA

Depresja wiedźmina

Michał Kiciński już jako dwudziestoparolatek założył firmę komputerową, która tworzyła gry. W niej powstał wiedźmin, który przyniósł jemu i firmie wielki sukces. Za sukcesem przyszły jednak wielkie obciążenia (zawodowe, emocjonalne).

Po trzydziestce zacząłem mieć chroniczne dolegliwości – nieustanne problemy z gardłem, zatokami, włosy wychodziły mi garściami. Cały wszechświat mi mówił: bierzesz na siebie za dużo – mówi Michał Kiciński.

O tym, jak sobie z tym poradził, jak powrócił do zdrowia fizycznego i psychicznego możecie przeczytać w jego wywiadzie udzielonym dla tygodnika Newsweek. Link do pełnego artykułu: http://literia.pl/czasopisma/newsweek-psychologia-1-16.

Dziś, bogatszy o doświadczenia mówi tak: Gdybym wcześniej miał tę wiedzę o sobie, nie zapłaciłbym takiej ceny. Zainwestowałbym w rozwój osobisty, żeby przejść przez ten sukces w równowadze. Z biznesowych uczelni wypuszcza się ludzi, którzy w przyszłości nie udźwigną sukcesu, bo mają iluzoryczną listę priorytetów. Sukces zawodowy jest ważny, ale nie ważniejszy od rodziny czy poczucia harmonii. To musi być zrównoważone. Kompetencje miękkie są niedoszacowane, bo kultura Zachodu bazuje na materializmie. Nie dostrzega innych warstw rzeczywistości, nie rozwija ludzi duchowo. To wieczne porównywanie się, aspirowanie, doganianie… To krótkowzroczne, bo nic z tego nie zabierzemy do grobu.

 

Abundance Flow

Prosto z Nowej Zelandii, za pośrednictwem Richarda Siona Windelov i Marii Monety-Malewskiej trafiła do Polski inicjatywa Servus Abundance Flow.
Inicjatywa ta jest wielkim darem. Opiera się ona w całości na ofiarowaniu. Ofiarować można cokolwiek, coś w czym jesteśmy dobrzy, coś co lubimy robić, coś co dodaje nam sił, uwolnijmy swoją kreatywność!
Niech to będzie radosne, da nam przyjemność, niech to będzie namiastka naszego sensu bycia na tym świecie. Niech to będzie nasza praca, twórczość, cokolwiek.
Piękno tej inicjatywy polega na tym, że uruchamia iwzmacnia ona przepływ energii. W tych dniach wielu ludzi odczuwa zakłócenia energetyczne, objawiające się niepewnością, rozdrażnieniem, lękiem… Dzięki tej inicjatywie, uruchomiona energia wzmocni tych, którzy ofiarują coś innym.
Jak to działa:
Richard zaoferował 5 DARMOWYCH leczniczych sesji jako dar. Otrzyma je 5 osób, kóre następnie swój dar przekażą dalej kolejnym 5 osobom (wsparcie, żywność, kreatywność, na przykad ręcznie zrobiony szalik, namalowany obrazek, zrobione zdjęcie, opieka, pomoc w zakupach). Dary muszą być wartościowe (zaangażowanie czasowe lub energetyczne).
Zasady:
Zaoferuj swoje usługi w ciągu tygodnia od otrzymania daru.
Wypełnij je w ciągu miesiąca.
Dar jest bezpłatny.
Biorca oczywiście może się odwdzięczyć Dawcy według swojego uznania.
Przysługa jest dawana z miłością.
Jeśli otrzymasz dar, musisz przekazać swój dar co najmniej jednej kolejnej osobie, 5 osobom byłoby świetnie.
Oferta usług powinna być rozgłoszona w internecie.
Potwierdzenie i podziękowania powinny być jak najszybciej umieszczone na FB lub blogu lub przekazane przyjacielowi.
Biorca musi się zgodzić na te zasady przed otrzymaniem daru.
Projekt jest żywy i w trakcie rozwoju, w celu rozwoju projektu wszelkie uwagi i wsparcie mile widziane.

Ja ofiarowuję 5 sesji lub konsultacji.

Prawo własności – Myśl 2

Kobieta po 2 tygodniach poszukiwań i godzinach spędzonych w sklepach w końcu kupuje wymarzoną torebkę. Ten zastrzyk adrenaliny, dreszczyk emocji przy kasie, kiedy karta kredytowa została obciążona kwotą znacznie przekraczającą zaplanowany budżet. Spokojnie, nie ma paniki, raz na kilka miesięcy – nic się nie stanie. Któż nie lubi tego uczucia!

Kobieta wyszła  ze sklepu z torebką. “Tylko moja!” – pomyślała. “Tylko moja! – pomyślała torebka.

Kiedy coś posiadamy, uzależniamy się od tego. To uzależnienie nas zniewala.

Zaskakujące fakty dotyczące depresji

Doktor nauk medycznych Kelly Brogan
GreenMedInfo
25 sierpnia 2016

W oparciu o A Mind of Your Own (Twój własny umysł), dr n. med. Kelly Brogan

W Ameryce mamy obecnie do czynienia z ukrytą tragedią współczesnej opieki zdrowotnej, o której się nie mówi. Karmi się nas historyjką o depresji, której przyczyną jakoby ma być brak równowagi chemicznej w organizmie, a lekarstwem – jej przywrócenie za pomocą środków farmakologicznych, czyli recepta. Ponad 30 milionów Amerykanów zażywa antydepresanty, w tym co siódma kobieta (i co czwarta w wieku reprodukcyjnym). Do tego kolejne miliony osób są skłonne sięgnąć po nie, by położyć kres chronicznemu, nieustępującemu niepokojowi, rozdrażnieniu i niejasnym stanom emocjonalnym – będąc więźniami wyczerpującego wewnętrznego roztrzęsienia, którego nie potrafią się pozbyć.

Nadszedł czas, również według ekspertów w tej dziedzinie, by porzucić ten fałszywy pogląd i spojrzeć świeżym okiem na to, co ma do powiedzenia na ten temat nauka. W reakcjach ludzkiego ciała na wzajemne relacje ze środowiskiem kryje się głęboka mądrość. Istnieją powody, dla których nasz organizm przejawia określone symptomy. Depresja to ważny objaw, wskazujący na pewnego rodzaju dysharmonię, w sensie biologicznym, związaną ze stylem życia – nasza dieta pozostawia wiele do życzenia, kumulujemy w sobie zbyt wiele stresu, brakuje nam odpowiedniej dawki aktywności fizycznej, coraz mniej czasu spędzamy na słońcu, wystawiamy się na działanie toksyn środowiskowych i połykamy za dużo lekarstw. Poprzez stan zapalny organizm sygnalizuje nam brak równowagi, zachęcając do zmiany. Z reguły wyciszamy te symptomy medykamentami, co porównać można do wyłączenia alarmu przeciwpożarowego, gdy ogień trawi nam mieszkanie.

Przejdźmy zatem do faktów:

  1. Bardzo często depresja jest stanem zapalnym w organizmie.

Depresja to często przejaw nieprawidłowości w organizmie, które mogą mieć źródło z dala od mózgu i nie są powiązane z jego tak zwaną „chemiczną nierównowagą”. Literatura medyczna od ponad dwudziestu lat podkreśla rolę stanu zapalnego organizmu w chorobach psychicznych (na nieszczęście potrzeba średnio około 17 lat, by informacje, które wskazują na bezskuteczność lub szkodliwość określonych poglądów, trafiły na biurko twojego lekarza i stały się integralną częścią jego praktyki. Ten problem długiego poślizgu powoduje, że standard opieki medycznej „opartej na dowodach” istnieje jedynie w teorii). Żadne badanie nie potwierdziło związku pomiędzy depresją a chemiczną nierównowagą w mózgu. Dokładnie tak – żadne z badań na ludziach nie wykazało istnienia związku pomiędzy niskim poziomem serotoniny a depresją. Diagnostyka obrazowa, badania krwi i moczu, sekcje zwłok osób, które popełniły samobójstwo, ani nawet badania na zwierzętach nigdy nie potwierdziły związku między [niskim] poziomem neurotransmiterów a depresją. Inaczej mówiąc, serotoninowa teoria depresji to mit, niesłusznie podtrzymywany za pomocą manipulacji danymi. W gruncie rzeczy jest wręcz przeciwnie: to wysoki poziom serotoniny powiązany jest z wieloma problemami, jak choćby ze schizofrenią i autyzmem. Jeśli więc myślicie, że pigułka was ocali, wyleczy lub „naprawi”, to jesteście w ogromnym błędzie. Takie podejście można porównać do założenia bandaża na stopę, w którą wbił się gwóźdź, i zażyciem aspiryny. Tracimy wtedy okazję na „usunięcie irytującej drzazgi” i rozwiązanie problemu u jego źródła.

  1. Antydepresanty mogą w sposób nieodwracalny unicestwić naturalne mechanizmy leczenia ciała.

Wbrew temu, w co kazano wam wierzyć, długoterminowe badania naukowe wielokrotnie wykazały, że antydepresanty pogarszają przebieg choroby psychicznej, nie wspominając już o ryzyku uszkodzenia wątroby, krwawieniach, tyciu, zaburzeniach seksualnych oraz pogorszeniu funkcji poznawczych. Najpodlejszym sekretem jest fakt, że antydepresanty to związki, które jest najtrudniej odstawić, trudniej niż alkohol i opiaty. Można to nazywać wprost „objawami odstawienia”, jednak my, medyczni profesjonaliści, mamy używać określenia „zespół dyskontynuacji leków przeciwdepresyjnych”, który można scharakteryzować jako gwałtowne osłabienie fizycznych i psychicznych funkcji. Na domiar złego antydepresanty mają dobrze udokumentowaną historię poważnych skutków ubocznych, z samobójstwami i zabójstwami włącznie.

  1. Antydepresanty nie leczą

Nawet jeśli przyjmiemy, że niektórym ludziom tego rodzaju leki pomagają (z czego według doktora Irvinga Kirscha 82% tych przypadków jest niczym innym jak efektem placebo), to ekstrapolacja takich medycznych przypadków byłaby jak utrzymywanie, że powodem nieśmiałości jest brak alkoholu albo że ból głowy wywołany jest brakiem kodeiny. A co z podatnością genetyczną? Czy istnieje coś takiego jak gen depresji? W 2003 roku w magazynie „Science” opublikowano badanie, które sugerowało, że u osób ze specyficzną wersją genu odpowiedzialnego za kodowanie białka, będącego transporterem serotoniny, istnieje trzykrotnie większe prawdopodobieństwo pojawienia się depresji. Jednak sześć lat później obalono ten pogląd dzięki meta analizie na próbce 14000 pacjentów, opublikowanej w magazynie „Journal of the American Medical Association”, które nie potwierdziło istnienia takiego związku. [Są jednak przypadki, kiedy ciężka depresja ciągnie się w rodzinie przez kilka pokoleń, są też takie, w których antydepresanty zdają się być jedynym wyjściem, dającym człowiekowi możliwość w miarę normalnego funkcjonowania. Rzecz w tym, żeby odwołanie się do inwazyjnej chemii było ostatecznością, a nie pierwszą i jedyną reakcją – przyp. tłum.]

  1. Większość recept na antydepresanty przypisują nie psychiatrzy, a lekarze rodzinni.

Siedem procent spośród wszystkich wizyt u lekarzy pierwszego kontaktu kończy się przepisaniem antydepresantów, a prawie trzy czwarte recept wypisuje się bez odpowiedniej diagnozy. Co więcej, gdy sytuacji rozpowszechniania się zaburzeń psychicznych przyjrzał się  Wydział Zdrowia Psychicznego na uczelni Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health okazało się, że większość osób zażywających antydepresanty nigdy nie spełniała medycznych kryteriów diagnostycznych zaburzeń depresyjnych. Dodatkowo, wiele osób, którym przypisuje się tego rodzaju leki w celu leczenia takich zaburzeń, jak zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, zaburzenia lękowe, fobie społeczne i stany lękowe, również nie spełnia kryteriów dla tych zaburzeń.

  1. Wiele fizycznych objawów przypomina symptomy zaburzeń psychicznych.

Wiele różnych stanów zdrowia fizycznego wyraża się w postaci symptomów psychicznych, które jednak nie mają podłoża psychicznego. Dwa główne przykłady to zaburzenia tarczycy i zaburzenia poziomu cukru we krwi. Myślimy (bo tak uważają nasi lekarze), że należy „wyleczyć” mózg, podczas gdy w rzeczywistości powinniśmy spojrzeć na cały fizyczny ekosystem ciała: stan naszych jelit, zależności hormonalne, system odpornościowy i zaburzenia autoimmunologiczne, równowagę w poziomie cukru we krwi i stopień ekspozycji na toksyny.

  1. Proste zmiany w stylu życia mogą ułatwić potężnym mechanizmom samoleczenia się ciała pozbycie się depresji.

Zmiany w diecie (więcej zdrowych tłuszczów, mniej cukru, nabiału i glutenu); naturalne suplementy, takie jak witaminy z grupy B i probiotyki, na które nie potrzebne są recepty, a nawet można je dostarczyć organizmowi z odpowiednio dobranym pożywieniem; ograniczenie do minimum kontaktu z zaburzającymi naszą biologię toksynami, takimi jak fluor w wodzie pitnej, związki chemiczne w najczęściej zażywanych lekarstwach, jak na przykład Tylenol i statyny oraz związki zapachowe w perfumach; czerpanie korzyści płynących z odpowiedniej ilości snu i aktywności fizycznej oraz korzystanie z programów behawioralnych wspomagających odprężenie.
7. Depresja jest dla nas wiadomością i szansą.

To dla nas znak, by zatrzymać się i zastanowić, co powoduje istniejącą nierównowagę, zamiast ukrywać i tłumić symptomy, czy szukać ich przyczyn gdzie indziej. To okazja do wzięcia się za radykalną zmianę, wybrania nowej wizji siebie i nowych doświadczeń życiowych.

Komentarz Sott: Więcej o tym, jak podchodzić do depresji, żeby stała się okazją do zmiany w artykule „Załamanie nerwowe na masową skalę – pandemia stresu dziesiątkuje społeczeństwo, miliony amerykanów na krawędzi załamania” (ang.)

Tłumaczenie: PRACowniA
Artykuł na SOTT: Facts about depression that will blow you away.